Autor |
anTomasz
Moderatorzy
Dołączył: 17 Gru 2008
Posty: 169
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: chłopak
Nie 19:29, 26 Cze 2011
|
|
Wiadomość |
|
Mój dawny sen, strasznie poryty, posłuchajcie:
Znajduje się w ciasnej wieży, na schodach. Patrzę na siebie, wyglądam niczym wojownik z DragonBallZ, cały pokrwawiony, poszarpany, zmęczony, jakbym stoczył jakąs walkę. Wspinam się pomału na szczyt wieży, uciekając przed sprawcą mojego stanu, jakimś człowiekiem, który spokojnie wchodzi po schodach, nie śpiesząc się i opowiadając mi, jak zniszczy świat, gdy tylko ze mną skończy (jak to w filmach bywa). Ja, cały wyczerpany, jestem ostatnim herosem, który może stawić mu czoła, ale tylko na szczycie wieży, tam jest ostatnia szansa, by go pokonać ( jak epicko!! ).
Dochodzimy wreszcie na szczyt wieży i stajemy naprzeciw siebie. Ja- totalnie bez sił, mój przeciwnik- zupełnie bez zadrapania. I tu kończy sie cała epickość, bo rzucam w niego UWAGA! woreczkiem jednorazowym, wypełnionym piaskiem... ( najlepsze jest to, że w śnie byłem przekonany, że to go zniszczy...) Ale o dziwo, cofamy się w czasie i znowu jestem na schodach i uciekam przed nim na górę wieży. On już cały wkurzony odzywa się do mnie tymi słowami: "To na nic, nie mozesz przez całą wieczność rzucać we mnie i cofać nas w czasie! Zlikwidowanie Ziemi jest nieuniknione!" Myślę sobie, że w sumie jest to jakies rozwiązanie, ale nie wiem ile to wytrzymam. Dobra, tym razem rzucę go tym piaskiem mocniej, to go pewnie zabije. Zamachuję się i... Jeju, sierota, tak pokracznie rzuciłem, że on musiał jeszcze sie schylić, żeby złapać... Dobrze, że tego nikt nie widział, byłby wstyd. Ale on przechwytuje ten woreczek i śmiejąć mi się w twarz oznajmia, że włąśnie za jego pomocą zniszczy świat.
Nagle nas teleportowało na dół przed wieżę, patrzę, a my jestesmy na Hirszfelda! Zerkam na potwora, a okazuje się nim Wojtek! O zgrozo, mój własny ziomeczek zlikwiduje zaraz świat... A ludzie dookoła normalnie koło nas chodzą, jeżdża na rowerach, wieszają pranie na balkonach, w ogóle sobie nie zdają sprawy, że to już ich koniec.
Nagle z jednego okna wyłania się mama Wojtka i krzyczy do niego:" Wojtek, nie wygłupiaj się, wracaj do domu na obiad!" A Wojtek rzuca tym woreczkiem własnie w nią! I chyba nastąpił jakiś wybuch, bo obraz stał się biały. Myślę, że no ładnie, nie udało się... A tu nagle pojawia się ta sama sceneria, z tym, że wszystko wydaje się jakby wyblakłe- ludzie co prawda zniknęli, ale reszta pozostała ta sama. Patrzę na szczyt wieży, a tam Wojtek mierzy we mnie wiatrówką. Naciska spust i kula trafia mnie w potylicę ( jakim cudem, jak byłem odwrócony!! ). Upadam na ziemie, ze świadomością, że no fajnie umieram ostatni. Zamykam oczy i zamast widzieć ciemność, przed oczami ukazuje mi się flaga Holandii... Głupie zakonczenie...
Post został pochwalony 0 razy
|
|